© AZS UŚ 2019

15 grudnia 2022

Mistrz Polski - Piast Gliwice (14.12.2022). Taki rywal na wstępie budzi respekt i przed pierwszym gwizdkiem nikt nie daje szans niżej notowanemu beniaminkowi szans na jakikolwiek korzystny wynik.

Nieco mroczny wstęp do ostatniego pojedynku w tej kampanii jednak nie bez powodu. Zespół, który odniósł tylko jedną porażkę i jeden remis nie może być inaczej oceniany w tym pojedynku, niż jako końcowy triumfator. Pytanie zadawano raczej: jaki wynik?

I tutaj, cali na zielono (za wyjątkiem bramkarzy) wchodzą na parkiet zawodnicy AZS UŚ Katowice.

Bardzo mocno zaczęli zawodnicy Piasta, a po drugiej stronie parkietu bardzo dobrze radziła sobie katowicka piątka. Mistrz Polski nie zawsze atakował, a wtedy do akcji ruszali zawodnicy Marcina Waniczka. Dobrze strzeżona bramka przez Maksa Kiselova, kilka kontrataków pokazało, że UŚ ma jakiś sposób na zahamowanie apetytu gliwiczan na pogrom.

Dopiero w czternastej minucie dobrze zamknął słupek Mrowiec i dał pierwszą bramkę Mistrzom.

Dwie minuty później ponowna kapitulacja katowiczan i ciemne chmury pojawiły się nad drużyną AZS-u. Po poprzednich spotkaniach z top-em można było drżeć o to, aby zespół nie rozłożył się przed rywalem, więc niemałe emocje panowały w akademickim obozie. Na całe szczęście ten moment nie nastąpił i po 20 minutach gry tracimy tylko dwie bramki do gliwiczan.

Po zmianie stron UŚ odważniej atakował bramkę przeciwnika, nawet Kisielovi udało się przeprowadzić atak, jednak zdecydowanie mocniej naciskały “Piastunki”.

Zdecydowany zwrot akcji nastąpił w trzydziestej minucie gry. Patryk Widuch przejmuje podanie zagrane z połowy Piasta, zdobywa przestrzeń w środku boiska, znajduje z lewej strony pola karnego nikogo innego jak Tomka Goly’ego, który przekładając sobie futsalówkę na lewą stronę wbija ją po dalszym słupku do bramki Michała Widucha.

Kilka minut później piłki na remis mieli: ponownie Golly, Wilk oraz Maślak jednak żadnemu z nich nie udało się pokonać bramkarza gospodarzy.

Na około dwie i pół minuty przed końcową syreną trener Waniczek decyduje się na rzucenie wszystkiego na jedną kartę i wprowadza piątego zawodnika, którym jest Filip Rafanides.

Szalony pomysł wydawał się mieć szansę na jego realizację. I tak też się stało. Dwanaście sekund przed końcową syreną z autu po linii gra Maślak, piłkę do Vakhuli zagrywa Rafanides. Roman uderza z lewej, strzał zablokowany odbija się na wolne pole, gdzie najbliżej miał Rafanides, ten nie miał się nad czym zastanawiać - huknął jak z armaty po bliższym słupku i na osiem sekund do końca dzieje się coś niemożliwego, a w zasadzie już możliwego - doprowadzamy do remisu z Mistrzem Polski!

DOKONAĆ (NIEMAL)NIEMOŻLIWEGO