© AZS UŚ 2019
Od załamania i poczucia klęski do euforii i zwycięstwa – taką drogę przebyli w minioną sobotę podopieczni Błażeja Korczyńskiego, w meczu szóstej kolejki Futsal Ekstraklasy z FC Toruń.
Mecz szóstej kolejki Futsal Ekstraklasy w Katowicach-Szopienicach, pomiędzy AZS UŚ i FC Toruń zapowiadał się ciekawie z kilku powodów. Na parkiecie rywalizowali dwaj czołowi snajperzy w tym sezonie – Tomasz Dura i Marcin Mikołajewicz, na ławkach trenerskich zmierzyły się natomiast dwie ikony polskiego futsalu – Błażej Korczyński i Klaudiusz Hirsch.
Po pierwszej odsłonie wszystkie argumenty były w rękach zawodników i szkoleniowca torunian. Przyjezdni od początku dominowali na parkiecie, narzucili swój styl gry i raz za razem niepokoili Rafała Krzyśkę. Podopieczni Hirscha wyglądali bardzo dobrze fizycznie, a wysokim pressingiem na połowie katowiczan zmuszali bezradnych rywali do częstych strat piłki, już na własnej połowie. W 3 minucie meczu wynik otworzył Mikołajewicz, wykorzystując potknięcie Krzysztofa Piskorza. Pięć minut później kapitalnym uderzeniem w samo okienko bramki Akademików popisał się Michał Wojciechowski i było 2:0. Gdy kibice czekali na przebudzenie gospodarzy, torunianie zadali trzeci cios – strzelał Mikołajewicz, piłkę zdołał jeszcze odbić Krzyśka, ale przy dobitce Sylwestra Kiepera był bez szans. Goście mogli jeszcze przed przerwa zdobyć kolejne gole, ale albo bronił Krzyśka, albo nie trafiali na bramkę. Z drugiej strony Nicolae Neagu w zasadzie tylko raz musiał się wykazać bramkarskim kunsztem, gdy mocno po ziemi strzelał Robert Gładczak, ale mołdawski golkiper obronił to uderzenie.
- Nasza gra w pierwszej części wyglądała koszmarnie. Niewielu było pewnie takich, którzy w przerwie sobotniego meczu postawiliby na nas złamanego grosza – mówi Rafał Janke.
W przerwie spotkania, w szatni katowiczan musiało być bardzo gorąco, bo w drugiej odsłonie zobaczyliśmy już jednak zupełnie inny zespół – zdeterminowany, walczący, świadomy swoich poczynań na parkiecie. Z kolei goście zbyt szybko chyba uwierzyli, że rezultat spotkania jest już rozstrzygnięty, a kolejne gole to tylko kwestia czasu. Kluczowym momentem meczu był gol Krzysztofa Piskorza, który padł już w 25 sekundzie drugiej odsłony. Widać było, że torunianom trudno się pozbierać i ponownie zmobilizować, natomiast nasi zawodnicy łapali wiatr w żagle, a co najważniejsze – odzyskali wiarę, że losy meczu da się odwrócić. Drugiego gola dla Akademików strzelił w 29 minucie Tomasz Szczurek, po dokładnym rozegraniu z rzutu rożnego. Było to pierwsze trafienie Szczurka w spotkaniu ligowym, w barwach AZS UŚ. Trener Hirsch wziął czas, starając się zmobilizować swój zespół, ale na niewiele się to zdało.
W 31 minucie gry katowiczanie doprowadzili do wyrównania – w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Jędrzej Jasiński, ale Neagu obronił jego strzał. Za chwile jednak, przy próbie dobitki Jędrzej został zahaczony w polu karnym gości przez jednego z torunian i sędzia podyktował rzut karny, który na gola pewnym strzałem pod poprzeczkę zamienił Paweł Barański. Po chwili mogło być już 4:3 dla miejscowych, ale Rafał Krzyśka nie wykorzystał przedłużonego rzutu karnego. Co się odwlecze…w 35 minucie piłkę z własnej strefy obronnej wyprowadził Gładczak, zagrał „klepkę” ze swoim partnerem z zespołu i płaskim strzałem pokonał bramkarza FC Toruń. W 38 minucie meczu sfrustrowanych gości dobił ten który zaczął strzelanie w tej połowie, czyli Krzysztof Piskorz, zamykając na długim słupku akcję i strzał Gładczaka. Torunianie próbowali jeszcze wrócić do gry, wycofali bramkarza, ale ten manewr przyniósł jedynie…drugą żółtą kartką i w konsekwencji czerwoną dla Michała Wojciechowskiego. W efekcie podopieczni Klaudiusza Hirscha musieli kończyć spotkanie w osłabieniu, a to co w przerwie rywalizacji wydawało się niemożliwe, stało się faktem – katowiczanie w tym meczu przeszli prawdziwą drogę z piekła do nieba, zespół z Torunia natomiast drogę w odwrotnym kierunku.
- Zbyt szybko uwierzyliśmy że jest po meczu, po znakomitej w naszym wykonaniu pierwszej połowie, na drugą praktycznie nie wyszliśmy, a do tego gospodarzom pomagały „ściany” i skończyło się jak wszyscy widzieliśmy. Musimy wyciągnąć wnioski i w następnym meczu zrehabilitować się za dzisiejszą porażkę – podsumował Klaudiusz Hirsch.
- W przerwie meczu musieliśmy sobie wyjaśnić parę kwestii, padło parę mocnych słów, bo w pierwszej połowie zagraliśmy dramatycznie. W drugiej części wreszcie pokazaliśmy naszą grę, a rywale chyba zbyt szybko uznali, że jest po meczu. Myślę, że kluczowe znaczenie miała bramka Krzysia Piskorza, zdobyta bardzo szybko po wznowieniu gry w II połowie. Dodała nam wiary w końcowy sukces, a w szeregi rywala wprowadziła nerwowość i niepewność, które wykorzystaliśmy – stwierdził Błażej Korczyński, szkoleniowiec Akademików.
Tym samy twierdza Katowice nadal w tym sezonie zostaje nie zdobyta. Biorąc pod uwagę poprzedni sezon, było to już dziewiąte kolejne zwycięstwo AZS UŚ na własnym parkiecie. Nasza drużyna, z dorobkiem 9 punktów po 6 meczach zajmuje piąte miejsce w ligowej tabeli.
(son)